Jak śpiewał jeden z moich ulubionych wokalistów: „Now I, I wish it would rain down, down on me” i takie ostatnio dni nastały w Golędzinowie. Na niebie obłoki, a z nich leje się deszcz. I wsiąka w spragnioną wody ziemię…

Deszcz ustał, a ja chwyciłem aparat i spacerem wybrałem się na „polowanie” do lasu .

Powitał mnie mokry Dzięcioł, który najwyraźniej odpoczywał na gałęzi.
Nie umiem rozpoznać płci, ale miałem wrażenie, że to była pani dzięcioł.

Deszcz zdecydowanie dodał energii wszystkiemu, co zielone. Uwielbiam patrzeć, jak ten ocean świeżości faluje na wietrze.

Swoją drogą, niezwykłe jest to, jak przyroda potrafi praktycznie rozwiązać swoje problemy. Korzystając z wydrążonego pnia, pozostawionego przez drwali, pszczoły zbudowały sobie mały ul. Idealne schronienie na deszczowy dzień.

A tymczasem w odwiedziny wpadł nasz rasowy Wróbel. Kiedyś powiedziałbym nasz polski Wróbel, ale przy okazji kilku wyjazdów służbowych, przekonałem się, że za oceanem mają takie same.

Bocianie noski

25 maja 2020